Analiza depresji na postawie książki Żyletkę noszę zawsze przy sobie i własnych przeżyć

 

Depresja w pigułce*1



Najprościej rzecz biorąc depresja to niewyobrażalny ból. Skrajny stan smutku i rozpaczy, braku pewności siebie i poczucia mocy sprawczej, odczuwania jakichkolwiek emocji – pozytywnych czy negatywnych. Wszystko rozgrywa się w głowie, czyli jest niewidoczne gołym okiem. Pierwsze objawy mogą zostać niezauważone/źle zinterpretowane nawet przez samych zainteresowanych. Głównym objawem jest spadek nastroju. Aby nazwać go epizodem depresyjnym musi trwać minimum dwa tygodnie. Pojawia się uczucie pustki. Tą pustkę najłatwiej dostrzec u dzieci i młodzieży. Spadek energii nie jest związany z brakiem chęci lecz z neuroprzekaźnictwem – spadkiem poziomu serotoniny i dopaminy w mózgu. Występuje też zjawisko anhedonii – nieodczuwania przyjemności. Człowiek rezygnuje wtedy ze swoich zainteresowań, z rzeczy które wcześniej sprawiały mu przyjemność. Osób chorych na depresje aktywność nie cieszy, nie ma żadnego znaczenia, rozwijają myślenie urojeniowe na temat własnej osoby i swojego znaczenia w świecie. Mają obniżoną samoocenę, czują się gorsze od innych - mimo braku obiektywnych dowodów – bezużyteczne, może pojawiać się także poczucie winy i wynikającej z tego kary. Spotyka się też z urojeniami ruiny materialnej – osoba mająca dobry status socjoekonomiczny zaczyna uważać, że jest biedna, bezużyteczna i nieporadna życiowo. W skrajnych przypadkach dochodzi do urojeń nihilisycznych kiedy ktoś zaczyna twierdzić, że dana cześć jego ciała bądź on sam nie istnieje.

Dzieci boją się że zostaną niezrozumiane, ocenione jako słabe, leniwe, głupie, uważają że zawiodły, wstydzą się swoich uczuć, wstydzą choroby. W domu doświadczają samotności, smutku, poczucia bezsensu. Obwiniają się za rzeczy na które nie miały wpływu jak na przykład rozwód rodziców. Nie potrafiąc jeszcze nazwać swoich uczuć i emocji które doświadczają, nie wiedzą nawet nawet co to znaczy. Mówią „jestem duchem w pustym ciele”. Pojawiają się u nich myśli rezygnacyjne, które w przyszłości – w przypadku braku leczenia - mogą doprowadzić do śmierci.

Zachowanie dziecka, którepowinny wzbudzić niepokój dorosłych to docinanie się od aktywności. Zwykle dziecko które zaczyna dotykać problem depresji dąży do zaprzestania wychodzenia z domu, unika chodzenia do szkoły, nie odrabia lekcji, przestaje się myć i dbać o siebie. Godzinami leży w łóżku, czasami nic nie robiąc Na pewno nie można kierować się wyrazem twarzy, gdyż dzieci potrafią się z depresją znakomicie ukrywać, mają przyklejona maskę uśmiechu a jednocześnie okaleczają się od miesięcy. Czasem sygnałem może być chudnięcie na skutek braku apetytu bądź kompulsywnego jedzenia. W razie wystąpienia któregokolwiek z symptomów warto zasięgnąć opinii psychologa. Większość dzieci i młodzieży która odpowiednio wcześnie trafi pod opiekę psychologa jest odpowiednio zabezpieczona bez potrzeby kontaktu z psychiatrą.

Charakterystyczną cechą depresji są zaburzania snu mające wpływ na jego ilość i jakoś. Kluczowym dla prawidłowego funkcjonowania każdego człowieka jest odpowiedni długi czas snu i aby ten sen przynosił realny wypoczynek a nie był związany z odczuwanym lękiem. Spadek apetytu i nie czerpanie przyjemności z jedzenia także wynikiem choroby. Typowe jest wtedy postrzeganie jedzenia jako przykry obowiązek. Tak samo jak dbanie o siebie, o podstawowe potrzeby fizjologiczne. Ani w jednym ani w drugim przypadku można nie widzieć sensu wykonywania tych czynności. W wieku nastoletnim może pojawić się autoagresja, jako sposób na rozładowywanie emocji. Nie jest jednak kryterium diagnostycznym.

Im młodsze dziecko tym istotniejsze jest to, co dzieje się w jego rodzinie. Przemoc domowa czy uzależnienie w rodzinie, ale także rozpad rodziny, eurosieroctwo, nieobecność fizyczna i emocjonalna rodzica/rodziców szkodzą dziecku, powodują trudności w budowaniu więzi a przyszłości w nawiązywaniu więzi. Czynnikiem zagrażającym jest również sytuacja ekonomiczna: bieda, zapracowani rodzice usiłujący związać koniec z końcem, ale także pogoń rodziców za coraz większymi pieniędzmi i we efekcie spychający potrzeby dziecka na sam koniec.

W psychiatrii w u ogóle mówimy o modelu biopsychospołecznym uwzględniającym czynniki genetyczne, powikłania okołoporodowe, choroby przewlekłe, osobowość, charakter i warunki w jakich dziecko żyje. Uważa się, że niemowlęta także mogą mieć depresję. Choć twierdzenie to pozostaje bardziej w sferze teorii, gdyż mało kto to robi. Bardzo trudno też jest to zrobić. Jeśli maluszek ma pewne trudności to już w wieku żłobkowym/przedszkolnym pracuje się głównie z rodzicami. Leki przeciwdepresyjne dostępne są dopiero od 6 roku życia, ale stosuje się je przede wszystkim u nastolatków. I nie chodzi tu o to, że młodszym dzieciom łatwiej jest się bez nich obyć lecz, że po prostu są mniej skuteczne, dużo ważniejszą rolę odgrywa praca z psychologiem i psychoterapia.

Depresja to nie choroba ostatnich lat. Już w starożytności znana była pod nazwą melancholia. Z biegiem lat niestety zaczęto postrzegać to zaburzenie jako chorobę psychiczną. Wraz z tym postrzeganiem przyszła stygma, wynikająca z niewłaściwego postrzegania choroby psychicznej jako całkowicie zależnej od pacjenta, co doprowadziło do absurdalnych stwierdzeń otoczenia typu: weź się w garść albo to jest tylko w twojej głowie, jak się uspokoisz to przejdzie. Nie ma w tym grama prawdy i jest krzywdzące. Człowiek, jako suma połączeń nerwowych, nie ma żadnego wpływu na to co się w jego umyśle dzieje. Depresja to nie taka sama choroba jak grypa, nie da się powiedzieć: zachorowałeś to się wylecz.

Obecnie problemem jest nie tylko brak wiedzy, ale także błędne jej interpretowanie i wypaczanie. Mimo powszechnie dostępnej wiedzy wciąż MY JAKO SPOŁECZEŃSTWO nie jesteśmy odpowiednio edukowani na temat depresji i innych chorób psychicznych. Wiedza jest szeroka i łatwo dostępna, jest to jednak wiedza specjalistyczna, trudna do do zrozumienia. Tę lukę edukacyjną wypełniają różnego rodzaju instytucje i osoby wypowiadające się w tym temacie nieprofesjonalnie. Spore żniwo zbiera zwłaszcza medycyna niekonwencjonalna/alternatywna. To z tej strony najczęściej padają absurdalne i najbardziej szkodliwe stwierdzenia jak choćby to, że leki antydepresyjne nie są potrzebne, nie działają. Trudną do przeskoczenia barierą jest dostęp do informacji, który na wsiach jest dużo mniejszy niż w mieście. Dodatkowo społeczności wiejskie są dużo bardziej zamknięte i mniejsza jest uwaga na to, co się dzieje z drugim człowiekiem. Dopiero gdy dochodzi do jakiejś tragedii zaczyna się o problemie rozmawiać, rozwiązywać go, a rodzina i osoba chora otrzymują realną pomoc. Skala niewiedzy i bezradności, nawet w samych rodzinach, jest ogromna. Brak jest konkretnych umiejętności dotyczących tego, jak reagować w zetknięciu się z problemem depresji. Tego musi się społeczeństwo nauczyć, dzięki temu stygmatyzacja osób chorych stanie się zjawiskiem niszowym.

Od wielu lat istnieją międzynarodowe standardy dotyczące stosowania leków antydepresyjnych u nieletnich. Psychiatrzy działają wg schematu: psychoterapia rodzinna, psychoterapia z pacjentem a jeśli to nie działa dopiero leki. Oczywiście nie mówimy tu o sytuacjach w których pod opiekę specjalistów trafia chory w głębokiej fazie depresji, czy gdy istnieje ryzyko zagrożenia życia. Wówczas psychoterapia wrażana jest dopiero po ustabilizowaniu stanu chorego, gdyż wcześniej byłaby zwyczajnie nieskuteczna a wręcz mogłaby pogłębić kryzys.

W trakcie farmakoterapii mogą ale nie muszą pojawiać się niepokoje, a nawet impulsy autoagresywne, natomiast nie samobójstwa dokonane. Więcej szkody wyrządza brak leków niż towarzyszące CZASEM skutki uboczne. Najpoważniejsze: wzrost/spadek apetytu, dolegliwości żołądkowo-jelitowe, zaburzenia snu, niepokój, myśli samobójcze czy o samookaleczeniu bądź samolecznictwie. ALE nieleczona depresja o wiele większym zagrożeniem! Trudno wskazać moment, w którym należy wdrożyć farmakoterapię. U każdej osoby jest inny. Generalnie to moment gdy smutek, obniżony nastrój i aktywność, ograniczone przeżywanie przyjemności i niezdolność do radości utrzymują się przez niemal cały czas.

Wstyd jest czynnikiem kluczowym w procesie leczenia. Dlatego bardzo ważne jest głośne mówienie o tym ,czym jest depresja i do czego może prowadzić nieleczona, aby nie tylko zwiększać wrażliwość społeczną na osoby dotknięte chorobą, ale przede wszystkim świadomość społeczną. Depresja to nie powód do wstydu, a bagatelizowanie nie doprowadzi do zniknięcia problemu.

To stan w którym nie możesz mieć nadziei, że będzie lepiej. W ogóle nie możesz mieć nadziei bo nie masz przed sobą przyszłości. "Ciężka szara warstwa trującego gazu osiada na tobie, widzisz jak nadchodzi ale nie możesz się oddalić by przed nim uciec. Strach zabija myślenie, wierzę w to" - pisze 20 letnia Asia i dodaje: "To szalony krwiożerczy demon z wymachującymi rękami, szczękającymi zębami i włosami fruwającymi w splątane, skręcone kawałki macek wokół załamanego, zakrwawionego, na wpół martwego serca. To płacz o 23 którym wybuchasz, bo czujesz się samotny i zdenerwowany. To krzyki, szlochanie i niczym nieuzasadnione rzucanie się na łóżku o 3 nad ranem. Zapadasz się i znikasz w tej ciemnej otchłani szaleństwa, a twoje ciało zaczyna się poddawać i rozpadać, jak robi to twój umysł. Możesz mieć dobrą godzinę, ale depresja wciąż tam jest w środku jak robak pełzający pod skórą - ciągłe przypomnienie własnej porażki. Chcę, by zostawiono mnie w spokoju, przestać być ciężarem, nie niepokoić już tych na których mi zależy, chcę i jednocześnie nie chce być sama, odtrącam każdego kto próbuje mi pomóc i jednocześnie wmawiam sobie, że nie ma nikogo takiego." Jej słowa są odzwierciedleniem rzeczywistości, z jaką zmagają się chorzy na depresję, jedynym światem jaki znają i w jakim żyją. Czy to nie przerażające?

Rzeczywistość staje się coraz bardziej stresująca. Duża ilość bodźców negatywnych sprawia, że organizm daje nam przekaz uwaga świat jest groźny, trzeba się go bać. To prócz swoich własnych mniejszych lub większych problemów generuje właśnie owy większy lub mniejszy stres. Najgorsze i najtrudniejszy jest przewlekły. Ludzie mają różny próg lękowy. U niektórych jest bardzo niski przez co nadmiernie i bardzo szybko reagują lękiem. U tych osób ryzyko powikłań jest największe. Próg lękowy to cecha wrodzona. Wiele mechanizmów można wypracować. Ważna jest higiena psychiczna. Trzeba umieć i regularnie odreagować stresy poprzez rekreację, szeroko pojętą kulturę, utrzymywanie harmonijnych więzi z ludźmi. Ale stres to tylko jedna z przyczyn zaburzeń psychicznych - w tym zaburzeń nastroju.

Ludzie chorujący na depresję nie umieją się cieszyć. Umiejętność ta nie jest jednak cechą wrodzoną, zbyt często ją za to tłumimy. Częściej zwracamy uwagę właśnie na stres, niepokój i poczucie obowiązku, zadania do wykonania. Stąd potem pojawia się hasło: nie umiem odpoczywać, nie umiem się cieszyć. I niestety dzieci zaczynają coraz częściej powielać schematy dorosłych. Stresuje je choćby szkoła - przebywanie w niej staje się źródłem napięcia, choć nie zawsze bez pomocy terapeuty potrafią wskazać co dokładnie ich stresuje. A to może być przyczyną zaburzeń depresyjnych. Młodzi pacjenci to to najczęściej grupa wiekowa 15 plus.

Dzisiejszy świat boli, przeraża, prowokuje do ucieczki, jednak ostateczne rozwiązanie nie będzie potrzebne jeśli tylko dostateczna ilość z nas będzie umiała słuchać i zechce porozmawiać. Ludzie generalnie nie chcą umierać, ale w określonych sytuacjach nie mogą kontynuować życia. Niska świadomość i niewielka wiedza o tej przypadłości prowadzi do przypisywania winy sobie. A stąd już tylko krok do tragedii.

Osoby walczące z chorobą często mówią, że nie chce im się walczyć, chcą się poddać, nie mają siły aby się pozbierać. Wiedzą, które żyletki są najostrzejsze, która wóda najlepsza, szlugi najmocniejsze, leki przeczyszczające i uspokajające najskuteczniejsze. Przyznają się, że często ukrywają słabości i uczucia, przybierają maski aby nikt nie zorientował się jak nieszczęśliwi są w środku.

Depresja podobnie jak inne choroby psychiczne jest chorobą mózgu a ściślej rzecz biorąc chorobą ośrodkowego układu nerwowego - sieci neuronowych, połączeń neuronalnych mających swoje źródło w zaburzeniach plastyczności synaptycznej, neuroprzekaźnictwa, tworzenia połączeń nerwowych i ich funkcjonowania. To takie zaburzenie nastroju, w którym przestaje się chcieć cokolwiek, a jedyną zachcianką jest umrzeć, przestać istnieć, zniknąć z tego świata. Działanie neuronów odpowiedzialnych za przepływ serotoniny mogą blokować traumatyczne wydarzenia. Wtedy reagować trzeba natychmiast farmakologicznie, gdyż w głęboką depresje wpada się z dnia na dzień.

Akceleratorem (przyspieszaczem) problemów psychicznych u młodych ludzi bardzo często jest szkoła, ale wpływ mają także geny, warunki środowiskowe, rodzina, grupa rówieśnicza a także powszechność internetu. Jest to system naczyń połączonych.

Szkoła powinna być dla uczniów przyjazna. Ale nie nie jest. W rodzinach coraz częściej pojawiają się kryzysy z przyczyn ekonomicznych i emocjonalnych negatywnie oddziałując na jej członków. U młodych ludzi te czynniki powodują zaburzenie poczucia bezpieczeństwa lub jego utratę. I koło się zamyka.

Nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną. A jednak wciąż mimo dostępnej wiedzy, specjalistów i gamy farmakoterapii bardzo dużo osób się nie leczy. Wg WHO (światowa organizacja zdrowia) dzieje się tak dlatego, że wciąż osoby chore psychicznie są piętnowane, a depresja zalicza się do zaburzeń psychicznych. Prognozuje również, że w przyszłości będzie to najczęściej diagnozowana choroba na świecie wśród dzieci i dorosłych. Wciąż wiąże się z wieloma stereotypami i jest postrzegana oznaka słabości - rzeczy do której nikt nie lubi się przyznawać. Wg. ich danych w skali świata aż 75% chorych na depresję nie leczy. Wymieniają trzy powody tej sytuacji: brak zasobów, brak wyszkolonych pracowników służby zdrowia i społeczne piętno jakim obciążane są osoby chore. WHO podaje też, że działania na rzecz zapobiegania samobójstwo wymagają koordynacji i współpracy wielu sektorów dotyczących naszej codzienności – zdrowia, edukacji, rynku pracy, rolnictwa, biznesu, wymiaru sprawiedliwości, prawa, obrony narodowej, szeroko rozumianej polityki i mediów.

Rozmawiając i tłumacząc skąd depresja się bierze psychiatrzy i psycholodzy odwołują się do piramidy Maslowa. W dzisiejszych czasach potrzeby fizjologiczne generalnie społeczeństwo ma zaspokojone, natomiast często występuje długotrwałe zagrożenie dla poczucia bezpieczeństwa związanego z tym, że ktoś nie radzi sobie z codziennością, nie dogaduje się w domu, u dzieci są to problemy w szkole i zaburzone relacje z rodzicami. To powoduje, że kolejne potrzeby – miłości, przynależności, szacunku, uznania, samorealizacji – nie mają być jak zaspokojone i człowiek „pęka”.

Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się, że każdy uśmiech bolał a mimo to zmuszałeś się do uśmiechu, by nikt nie musiał się o ciebie martwić? Walczyłeś w nocy zawzięcie idąc drogą przez piekło, żeby choć na chwilę poczuć się szczęśliwym? Spędziłeś czas próbując uciec od tego okropnego uczucia, sentymentu do samotności jaką czułeś nawet w obecności innych ludzi, poczucia całkowitego zagubienia, przerażającej świadomości, że wszystko w twoim życiu idzie nie tak? Czułeś się jak człowiek, który tonie i idzie na dno? Zakwestionowałeś wszystko z czego można być dumnym? Ignorowałeś własne uczucia jednocześnie się nienawidząc? Zadawałeś sobie ból, ponieważ czułeś, że nie zasługujesz na nic lepszego? Uważałeś się za najwyższe zło, że w życiu nie zrobiłeś niczego dobrego, nie mogłeś pokochać samego siebie?

Tak wygląda codzienność osób chorych na depresję. Nie proszą o pomoc, bo zbyt mocno boją się tego, że zostaną wyśmiani albo nie otrzymają pomocy. Zamiast tego co wieczór proszą Boga: weź mnie. Płaczą do snu, rzucają się i przekręcają z boku na bok bezskutecznie próbując uciec od myślenia i analizowania wkoło tego co się dzieje. Zastanawiają się czy jeśli umrą, to ludzie których zostawią zdołają im wybaczyć. Nie chcą nikogo ranić, jednocześnie chcą, by to wszystko co ich gnębi się skończyło.

Każdy chory ma szafę, miejsce gdzie może ukryć rzeczy, które sprawiają że czują się słabi i podatni na krytykę, bezwartościowi. I choć te uczucia są trudne do zniesienia to chowanie ich w szafie jest wygodne, bo otwarcie jej wymaga wiele wysiłku i wrażliwości, naraża. Dzięki temu nie przekraczają progu własnego bólu, granicy która prowadzi bezpośrednio do śmierci. Głęboko w nich siedzi coś czego nie potrafią zrozumieć, wypowiedzieć, nazwać. Mają różne stany, emocje, uczucia. Bywa, że nie potrafią znaleźć ani jednej pozytywnej myśli. Nie rozumieją, że może być lepiej, że to tylko gorszy etap. Brakuje im wrażliwości na własne potrzeby. Ich smutek nie jest zwykłym smutkiem - to rozpacz tkwiąca głęboko w duszy. Wszystko jest dla nich nijakie, oni sami są dla siebie nijacy, czują się słabi, dominuje uczucie pustki. Chorzy nie myślą, ONI WIEDZĄ, że do niczego się nie nadają, a każda próba działania skończy się fiaskiem. Dlatego nie podejmują wyzwań dotyczących nowych rzeczy/spraw, a nawet te zwykłe, codziennie czynności wydają się być trudne do osiągnięcia. Drobne potknięcie zniechęca do przejawiania jakiegokolwiek działania.

"Ciężko jest pisać, kiedy chcesz zniknąć. Trudniej jest, gdy tak naprawdę nie wiesz dlaczego. Szczęście nie istnieje, to są tylko momenty, gdy jest dobrze. Czasami radzę sobie dobrze przez cały dzień, czasami tonę w ciemności, a czasami mam to poczucie spokoju, które pozwala mi odpuścić i odpocząć. Myślę, że jestem zmęczona, ale w pewnym sensie jednocześnie jest mi dobrze. Być może któregoś dnia zrezygnuję na dobre. I to nie dlatego, że nie mam nadziei, miłości czy jakiegokolwiek uczucia, które mnie tu trzyma. Raczej dlatego, że życie nie ma sensu. Nie wiem ile bólu mogę znieść. Siedzę cicho w pokoju. Chcę tylko zrezygnować z tej walki. Jestem tak wyczerpana i pełna smutku. Wiem, że jutro nie będzie jaśniej. Chcę podciąć sobie nadgarstki, zamiast tego muszę zacisnąć pięści. Nie mogę znaleźć żadnej nadziei. Moje życie nie ma już nic do zyskania. Jestem całkowicie skończona. Trzymam emocje w sobie. Wpycham je do środka, chowam na dnie, tak aby nikt ich nie widział. Biorę na siebie winę za wszystko i za wszystko przepraszam. Moja samoocena spada. Odczuwam silny lęk, strach i złość. Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej, coraz słabiej. Pewnego dnia będzie we mnie tyle gniewu, tyle żalu, tyle emocji, których nawet nie potrafię nazwać, że w końcu wybuchnę. Wszystko ze mnie wyleci w bolesnych, okrutnych słowach, polecą łzy. A co powiesz mi mamo gdy usłyszysz ze chcę umrzeć? Albo że mam już dość życia? Co jeśli powiedziałabym ci, że noce są koszmarne? Myśli stają się głośniejsze i nic nie jest w porządku. Co jeśli skłamałabym i powiedziałabym, że wszystko jest w porządku a potem użyła noża? Nie, nie płaczę przysięgam, że wszystko jest ze mną dobrze. Każda z burz przynosi straty. Większość z nich zostaje na zawsze, jak blizna po wypadku. Strach przed życiem i kolejnymi porażkami narasta. Następna może być tą ostatnią, najboleśniejszą, po której się nie podniosę. Zamykam oczy i widzę kolejny błysk - znów pierdolnie. Zataczam koło. Jest jasno, za chwilę znów nadciąga ciemność. I tak w koło. Przez całe życie" - pisze 17 letnia Magda, która jest dopiero na początku swojej drogi o zdrowie, w terapii jest „świeżakiem” - zaledwie od miesiąca spotyka się z psychologiem. Jej problemy zaczęły się od odejścia ojca w wieku 13 lat.

Brak ojca/matki lub niewłaściwy wzorzec jaki z ich strony płynie sprawia, że nie można z takiej rodziny wyjść cało. Te sytuacje prowadzą do problemów emocjonalnych a dalej często do zaburzeń – w tym depresyjnych. Rodzice swoją osobą mają zapewniać poczucie bezpieczeństwa. Jeśli z tej roli się nie wywiązują powstaje problem. W porę niedostrzeżony może kiełkować ukradkiem przez wiele lat. Z niewielkiego kryzysu emocjonalnego przerodzić się w epizod depresyjny a wreszcie w depresję dużą. Zazwyczaj bowiem po drodze "przyplątują się" problemy w szkole, z grupą rówieśniczą, w wieku dojrzewania konflikty z rodzicami i wzajemne niezrozumienie. Czynniki zwiększające ryzyko głębokiego pogorszenia się i tak już trudnej sytuacji.

Zdaniem psychiatry Barbara Rembrek z Instytutu Psychiatrii i neurologi w Warszawie: "jeśli dziecko ma depresję lub innego rodzaju zaburzenia ciężko ich nie zauważyć, ponieważ ich istotą jest przeszkadzanie w życiu. Jeśli dziecko przez większość czasu źle się czuje i to złe samopoczucie powoduje zmianę jego funkcjonowania to już sygnały do niepokoju. Obraz kliniczny jest trochę inny. Najważniejszym testem jest to czy dziecko radzi sobie z typowymi dla jego wieku zadaniami życiowymi. To, że nie ma depresji nie oznacza, że nie potrzebuje pomocy pedagogiczno-psychologiczno-psychiatrycznej"

Nie każdy smutek jest depresją. Jest to typowy objaw zaburzeń adaptacyjnych. Trudności w szkole bardzo często powoduje dysleksja, dysortofrafia i dyskalkuia, ADHD czy zaburzenia ze spektrum autyzmu. Wszystko to (łączne z depresją) określane jest mianem zaburzeń neurorozwojowych.


Myślałam, że zaczynam odżywać. A teraz? Znów ta pustka. Nie znam słów, które mogą utrzymać wszystko w całości, chociaż bardzo chcę, by nie rozpadało się tak szybko. Nieopisany ból wewnątrz mnie, który nie pozwala funkcjonować. Wciąż staram się jak mogę, ale nie jestem wystarczająca. Rozpadam się jak domek z kart i mimo prób nie udaje mi się go naprawić. Z czasem więc odpuszczam. Brakuje mi słów by móc to wszystko złożyć w całość, powiedzieć jak bardzo mi ciężko. Niewielu osobom dałam szansę, aby mnie wysłuchały. Wolałam się schować i nie psuć życia innym. Czym innym niż wzlotami i upadkami jest nasze życie? Szczególnie gdy walczymy z depresją. Gdy porównałam się do siebie samej i tego jak kiedyś postrzegałam życie poczułam motywację. Terapia, leki, dzienniki, rodzina, ludzie, relacje. To bardzo dużo. To momenty, gdy jestem naprawdę szczęśliwa. Po latach znoszenia tego cierpienia wreszcie znalazłam słowa, które to wytłumaczą." – pisze dalej Asia. Jej historia bardzo pomału zmierza ku szczęśliwemu finałowi, ale czeka ją jeszcze długa praca nad sobą z terapeutą, depresja to niestety podstępna i trudna do leczenia choroba. Tu nic nie dzieje się szybko. Zmiany nastroju, nawet u osób będących już w dobrej kondycji psychicznej, to norma w procesie leczenia. W tym czasie chory jest wrażliwy na każdy bodziec, w złe samopoczucie może wpędzić pogoda, czyjaś niepochlebna uwaga, krzywe spojrzenie. Walka z depresją to tak naprawdę nieustanna praca nad sobą samym, nad swoim nadinterpretowaniem świata i ludzkich zachować, nauka asertyności.


Zdrowie psychiczne w społeczeństwach niemal na całym świecie się pogarsza. To wynik zmieniających się relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi, wadliwego funkcjonowania szkoły jako instytucji, która powinna otaczać dzieci opieką, z psychologami i pedagogami zwracającymi uwagę na podopiecznych. Szkoła wymaga od każdego dobrych wyników a zapomina o empatii, o tym by uczuć akceptacji dla słabości innych, tolerancji i szacunku. Nauczyciele nie mają świadomości jak wielka odpowiedzialność za zdrowie psychiczne ich wychowanków na nich ciąży. Aby pomóc musi zadziałać cały system, następować szybka reakcja. Nauczyciele mogliby zauważyć bardzo wiele i bardzo szybko, gdyby tylko przywiązywali do swojej roli obserwatora nieco większą uwagę. Jak obserwując do dzieci 5 dni w tygodniu, można nie dostrzec jego problemów? Szkoła nie jest przystosowana do teraźniejszości ani do przyszłości.


Każdy człowiek ma taką dorosłość jakie miał dzieciństwo. Rodzice nie zawsze potrafią przygotować, wesprzeć dzieci gdy cierpi na zaburzenia emocjonalne, stany lękowe czy depresję. W dodatku często mają problemy ze sobą. Dziecku zaś wydaje się że cały świat jest przeciwko niemu i w tym świecie porusza sie całkiem po omacku. Nie wie czego, kogo ma się trzymać, kto i co może mu pomóc. Jest bezradne w sposób absolutny i dojmujący.


Dramatem osób walczących z chorobą często bywa nie brak ludzi, którzy mogliby pomóc, ale brak świadomości, że tacy ludzie są. Depresja powoduje bowiem nabieranie fałszywych przekonań o otoczeniu i sprawia, że chory czuje wstyd wobec przeżywanych emocji. Czyli nie rozmawia z bliskimi o tym co się z nim dzieje, uważa że tylko niepotrzebnie ich tym obarcza. Jest przekonany, że to z nim jest coś nie tak, dlatego nie szuka pomocy specjalisty, odrzuca sugestie bliskich i życzliwych mu osób, które zaczynają dostrzegać problem. Uświadomienie sobie choroby i związku przyczynowo-skutkowego z jego życiem zajmuje dużo czasu. Czasami musi sięgnąć przysłowiowego dna i to nie jeden raz. Sama krzywdzi siebie, dokłada sobie problemów, jest swoim najgorszym wrogiem. Przestaje się starać bo nie widzi w tym sensu, nie widzę dla siebie szans.


W rozmowach z chorymi często pada słowo WSZYSTKO, na pytanie psychoterapeuty o konkrety nie umieją już doprecyzować. Ich malutki wewnętrzny świat jest pomieszany jak owy rozsypany domek z kart. Sprzeczne uczucia i emocje, których nie umieją nazwać, traumatyczne wydarzenia, lęk którego nie odróżniają od zwykłego strachu mieszają się w jednym kociołku, jakim jest ludzki umysł. Dlatego tak trudna jest w początkowej fazie praca terapeuty, gdyż chory zgłasza jednocześnie wiele problemów które wymagają - z punktu widzenia pacjenta - natychmiastowego przepracowania. To najtrudniejsza rola na początku drogi - pomoc w uświadomieniu z czym tak naprawdę jego pacjent się mierzy, "sprowadzeniu go na ziemię" i ustaleniu hierarchii ważności problemów z jakimi przyszło mu się mierzyć.


Szpital jest polecany ludziom po próbach samobójczych i w ciężkim przebiegu depresji. Ma opanować sytuację krytyczną, podać leki, wdrożyć terapię. Doprowadzić do stanu, gdy człowiek będzie bezpieczny i zdolny do kontynuowania leczenia w domu. Jednym słowem: szpital ma uratować życie. Standardowa hospitalizacja psychiatryczna jest liczona w tygodniach. Średnio to 6-8 tygodni, ale wszystko zależy od stanu pacjenta. Niektórzy bardzo dobrze reagują na leczenie i terapię i wychodzą po 4 tygodniach, niektórzy mogą być hospitalizowani nawet przez kilka miesięcy. Pobyt czasami trwa długo również dlatego, że proces diagnostyki psychiatrycznej jest bardzo wymagający i konieczne jest prowadzenie długoterminowej obserwacji. Zdarza, się że pobyt nie jest komfortowy. Nuda to najgorsze co może się przytrafić w trakcie, często popada się w stany psychotyczne dlatego, że pacjenci nie potrafią sobie znaleźć miejsca, zajęcia. To niestety w dobie braku personelu i środków częsta przypadłość biedniejszych szpitali.

Szpital jest dobrym pomysłem, gdy słowa wsparcia nie przynoszą pożądanego efektu, terapia jest nieskuteczna, albo nie można się do specjalisty dostać. W standardzie szpitala jest pełna diagnoza psychologiczna, psychoterapia, leki, opieka pracownika socjalnego. W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest jakoś zaleczany, ale nie wyleczony. Potem wraca do domu i to od tego jakie warunki w nim zastanie warunkuje dalszy przebieg leczenia. W przypadku dzieci w powrocie do zdrowia bardzo ważne jest zaangażowanie nie tylko rodziny ale i szkoły, przyjaciół, gdyż leczenie psychiatryczne budzi w tej grupie najbardziej negatywne skojarzenia.

Wyznaje się zasadę, by leczyć w sposób najmniej uciążliwy dla pacjenta. Plusy pobytu na oddziale to m.in bezpieczeństwo, sprawniejsza diagnoza, dostęp do szerokiej gamy specjalistów, szybsze decyzje w sprawie leczenia. Nikt do szpitala nie idzie by odpocząć w komfortowych warunkach. Jest to forma leczenia. I jeśli jest konieczna to nie ma z tym dyskusji.

Przepisane przez psychiatrę leki wyciszą oraz poprawiają pamięć i koncentrację. Pierwsza reakcja organizmu może być dość niepokojąca. Po około dwóch tygodniach od rozpoczęcia farmakoterapii mogą pojawić/nasilić się skłonności autodestrukcyjne, wyraźnie gorszy nastrój. Potem jest znacznie lepiej. W tym trudnym czasie dużo dają rozmowy z psychologiem. Dlatego też psychoterapia i farmakoterapia stosowane razem są tak ważne.

Ludzie cierpiący na depresję bardzo uparcie i skutecznie utrzymują swoje najbliższe otoczenie w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. U dzieci przebiega to nie co inaczej - mniej jest objawów psychicznych a więcej somatycznych oraz dotyczących zachowania. Dzieci skarżą się na bóle brzucha, osłabienie choroby, są osowiałe, zamykają się w pokoju. Nie powiedzą, że chcą porozmawiać - będą dawały sygnały by zwrócić na siebie uwagę i czekać, czasami aż do samego okaleczenia czy próby samobójczej.

Samookaleczenie to wołanie o pomoc, o uwagę. To szukanie ulgi, której nie daje otoczenie. Ból często odczuwalny jest jako ulga. Okaleczający się wolą czuć ból fizyczny niż pustkę. Jest to zachowanie dysfunkcyjne. Formą pracy z takimi pacjentami oprócz terapii rodzinnej jest uczenie ich, jak znaleźć ową ulgę w sposób funkcjonalny, gdyż nie może być ona związana z autodestrukcją. Samookaleczenia nie mają na celu doprowadzić do samobójstwa. Zdarzają się jednak przypadkowe zgony.

Należy szukać sposobów radzenia sobie z tymi emocjami, uczyć się jak zagospodarować te emocje. Zbawienną rolę odgrywa aktywność fizyczna. Najlepiej w otoczeniu, najlepiej z kimś, ale żeby do tego doszło potrzebna jest jakaś relacja, współpraca.

Rodziny, w których nie ma emocjonalnej bliskości, często nie zauważają problemu. Bliscy cieszą się, bo dziecko siedzi w pokoju i nie szlaja się po okolicy z piwem czy narkotykami. Czasem rodzice nie potrafią odpowiedzieć na pytanie: co dziecko robi samo w pokoju. Objawy depresyjne są odbierane przez rodziców jako lenistwo. Dzieci są karcone a wtedy zaczynają udawać przed rodzicami, by tego wycofania czy bezsilności nie pokazywać. Nie chcą rozczarować ani złościć dorosłych, dlatego czasem depresji młodego człowieka nie można zauważyć. W rodzinach, które nie widzą i nie reagują będą jakieś powikłania, straty. Problem przez kolejne lata będzie się utrzymywał na stały w poziomie, aż w końcu dorosły człowiek sam zdecyduje się, by poszukać pomocy. Jeśli problemy będą się pogłębiać stosunkowo szybko to przestanie chodzić do szkoły, zacznie nadużywać alkoholu lub narkotyków, zaniedba pasję, stanie się konfliktowy będzie się okaleczać, aż w końcu rzuci pod pociąg.

Depresja jest chorobą śmiertelną a nie robiąc nic ryzykujemy pogorszenie się stanu zdrowia. Objawami depresji mogą być też zaburzone funkcje poznawcze takie jak pamięć i koncentracja uwagi, zdolność uczenia się, więc młody nastolatek bez leczenia nie może zdać matury, nie dostanie się na studia. Młody człowiek powinien czerpać z życia pełnymi garściami, mieć znajomych, życie towarzyskie, podróżować, kształcić się, rozwijać w maksymalnie możliwym stopniu.

Przyszła do mnie kiedyś pacjentka - opowiada doktor Maciej Klimarczyk, specjalista psychiatra z Akademii Medycznej im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy - miała 19 czy 20 lat. Studiowała, ale nie mogła się uczyć, miała problemy z koncentracją, była ospała, osłabiona, senna. Cierpiała na depresję o dość znacznym nasileniu objawów. Nie pracowała, utrzymywała ją rodzice. Kiedy powiedziała im, że poszła do psychiatry i chce się leczyć, bo ma depresję, zrobili awanturę. Kazali wybić sobie z głowy leczenie, w przeciwnym razie zagrozili odcięciem jej finansowania a ona doskonale rozumiała swój problem. To są bardzo trudne sytuacje także dla lekarza. Brak akceptacji rodziców sprawował jej dużą przykrość a mnie jako lekarzowi utrudniał pomaganie jej.

Rola rodziców w leczeniu jest kluczowa - może zmniejszyć ryzyko rozwoju depresji lub odwrotnie. Depresja jednak to choroba, która może mieć podłoże biologiczne, więc są osoby obciążone genetycznie depresją i w ich przypadku ryzyko zachorowania jest wyższe. Depresja pokoleniowa nie musi być wielkim problemem - jeśli rodzic się leczy łatwiej zauważy niepokojące objawy u dziecka, będzie też lepiej wiedział jak pomóc/gdzie szukać odpowiedniej pomocy

Wszystkie ekstrema są szkodliwe. Szkodzi jeśli rodzic przesadnie wymaga a także rodzic który daje pełny luz wyrządza krzywdę. W rodzinie obok przemocy najgorszy jest brak więzi.

To co jest niezbędne, najistotniejsze dla zdrowia psychicznego to poczucie akceptacji od rodziców, partnera, w pracy. Jeżeli tej akceptacji zabraknie może wykształcić się podświadomie przekonanie o byciu gorszym. O tym, że nie można go kochać, lubić, że nie zasługuje na pozytywne uczucia. To przekonanie również może przyczynić się do wykształcenia depresji i innych zaburzeń psychicznych. Problem zwykle pozostaje nieuświadomiony i wyłania się dopiero w terapii, po dłuższym czasie pracy nad sobą. Mimo iż większość pacjentów intuicyjnie potrafi powiedzieć co jest źródłem ich problemów sęk w tym że nie potrafią sobie z nimi samemu poradzić.

18 letniej Martynie, ofierze gwałtu, mimu upływu dwóch lat, nie udało się skutecznie pomóc. Jest pod opieką psychologa i psychiatry.

Boję się boję się samej siebie, że znów zrobię coś nie tak, że emocje wezmą górę i będę żałować. Będę żałować kolejne rzeczy, którą zrobiłam. Będę się winić. Co noc będę płakać, co noc przez jedną pierdoloną rzecz. Boje się stracić kontrolę. W ogóle nic nie czuję, nadal nie jestem w stanie znaleźć przyczyny mojej słabości. Próbuję zrozumieć co się ze mną dzieje. I w końcu zbieram się na odwagę, aby spojrzeć w lustro, prosto w swoje oczy i widzę łzy spływające po moich policzkach. Widzę emocje, bardzo silną emocję, która może zabić od wewnątrz. Emocję, która może spowodować ogromne szkody wzdłuż mojego ciała, może mnie zniszczyć na milion różnych sposobów. Widzę ból ukryty pod powierzchnią oczu, które widzę w lustrze, gdy ból unosi się w powietrzu i pojawia się na bladej skórze. To jest coś daleko poza fizycznym bólem. To ból emocjonalny, który wdziera się do duszy, przenika przez maleńkie przestrzenie w skórze. Widzę tę pustą twarz, która na mnie patrzy. Twarz osoby, która czuje się pokonana. Twarz osoby która czuje się odizolowana i która boi się świata. Czuję się załamana i zagubiona. Zmęczona wszystkim. To słabsza wersja mnie. Nie jestem tym kim byłam i kim chciałabym być. Wycieram łzy i próbuje się uśmiechnąć. Próbuję, aż mi się uda i teraz patrzę na tą samą twarz, ale tym razem błyszczącą udawaną pociechą. Płacze i krzyczę do lustra. Poddaję się w walce pomiędzy dwoma sprzecznymi głosami w mojej głowie. Upadam na podłogę. Próbuję wejść w moje myśli, ale one odciągają mnie od siebie. Próbuję przelać moje uczucia, ale mój umysł powoduje, że nie jestem w stanie. Tak jakbym była w dźwiękoszczelnej klatce. Próbuje krzyczeć o pomoc, ale nikt nie reaguje. Nikt nie może zrozumieć, nawet ja sama. W jednej chwili wali się świat. Wystarczy moment, by wyrwa z życia przestała mieć szans. Przeszłość blaknie a przyszłość traci kolory. Wszystko ginie w szarości, wydaje się nijakie, bez wyrazu. A najgorsza jest bezsilność , poczucie że już nic się nie zmieni, że na wszystko jest za późno”.

Depresja oddziałuje nie tylko na jednostkę, ale też na całą rodzinę. Śmierć w tym kontekście dla chorego jest końcem, dla pozostałych początkiem czegoś ciężkiego. Takie myśli nie zawsze potrafią powstrzymać przed najgorszym. Nie ma na to reguły, trzeba być czujnym. Rodzina to podstawa. Nie ma rodzin ani sytuacji idealnych, ale nawet jeśli naprawdę nic się nie dzieje choroba może się po prostu przydarzyć Najgorszą rzeczą i największym wyzwaniem dla rodzica, dla rodziny, przyjaciół jest usłyszenie: nie chce żyć. Dzieci będące w głębokim kryzysie mają myśli samobójcze i rezygnacyjne. To jest moment, gdy już żadne słowa nie zadziałają i potrzebna jest realna pomoc ze strony rodziców. U dzieci łatwo zauważalny jest obniżony nastrój i zmiana wyglądu, trudności w szkole, grupie rówieśniczej. Jeśli jednak dziecko popełnia samobójstwo, najbardziej prawdopodobne jest, że to rodzica będzie się za to samobójstwo potępiać, oceniać, sądzić.

Generalnie samobójstwo dziecka zawsze źle stanowi o rodzinie, tak się to społecznie postrzega. Ale to niespecjalnie interesuje samych samobójców. Każdy samobójca przy dokonywaniu aktu odebrania sobie życia ma zawężoną świadomość. Nie antycypuje skutków swojego działania. Nie zastanawia się nad tym, jak jego śmierć wpłynie na najbliższą rodzinę. Cowiek ni z tego, ni z owego nie wstaje rano i myśli: „dzisiaj popełnię samobójstwo", a następnie to robi. Nie. Na to składa się bardzo wiele elementów endogennych, związanych z psychiką.

Na samym początku ma miejsce samobójstwo wyobrażeniowe. Niewielu dociera do kolejnego etapu, jakim jest samobójstwo upragnione. Ta faza rozpoczyna się wtedy, kiedy myśli o śmierci nabierają charakteru celu, gdy zaczynamy tej śmierci pożądać, pragnąć. Samo pragnienie staje się pewnego rodzaju katalizatorem dla podjęcia pierwszych prób samobójczych. To już kolejny etap - etap samobójstwa usiłowanego. Jeśli dana próba faktycznie zakończy się śmiercią, dochodzimy do ostatniego etapu - samobójstwa dokonanego. Decyzja o samobójstwie nie jest decyzją podejmowaną ad hoc. Większość osób, które popełniają samobójstwo, mówi o tym zamiarze co najmniej jednej osobie ze swojego otoczenia, jednocześnie wysyłając wcześniej pewne niepokojące sygnały. Zbyt często jednak ludzie z najbliższego otoczenia ich nie widzą, nie reagują w porę. Zainteresowanie ma szansę człowieka uratować. Nic tak ludzi nie cieszy jak dobre słowo.

Tylko 30 proc. samobójców zostawia listy. Reszta nie czuje potrzeby tłumaczenia się światu, który ich zawiódł, bo do tego się w sumie pisanie listów sprowadza. Część z nich to listy instrumentalne, zawierające instrukcje, prośby, polecenia. Część listów to listy tłumaczące motyw samobójstwa. Z tego rodzaju listów wynika porażający wniosek - jak niewiele trzeba czasem zrobić, by samobójstwa uniknąć. Czasami wystarczyłoby, by rodzice trochę swoim dzieciom odpuścili, dali wsparcie w trudnym momencie. Samotność to jest coś, co może człowieka skutecznie skłonić ku pragnieniu śmierci. Czasem przyczyną, dla której samobójstwo nie dochodzi do skutku, są dość trywialne przeszkody techniczne. Człowiek, który waży 130 kilogramów, łyka za mało tabletek, inny zobaczy przez okno 3 ładne dziewczyny i pomyśli dlaczego z powodu zawodu miłosnego ma poświęcić życie, skoro któraś z nich może być jego nową sympatią.

Istnieje kilka poziomów profilaktyki. Pierwszy poziom to szeroka akcja promocyjna o tym, że warto żyć, czyli afirmacja życia. Drugi poziom to zainteresowanie się osobami podwyższonego ryzyka zachowań suicydalnych - gdzie człowiek albo bezpośrednio osiąga skutek śmiertelny, albo robi to etapami. Grupa obejmuje m.in alkoholików, narkomanów, ludzi prowadzących niehigieniczny tryb życia. To wszystko są osoby podwyższonego ryzyka. Trzeci poziom to osoby, które chcą popełnić samobójstwo, ale jeszcze nie podjęły działania mogącego doprowadzić do śmierci. Trzeba zatroszczyć się o ich dobrostan psychiczny i fizyczny. Czwarte grono tworzą ludzie, którzy usiłowali popełnić samobójstwo. Tu działania sprowadzają się do zapobiegania, czyli podejmowania, by starań samobójców odwieść od podjęcia drugiej lub kolejnej próby odebrania sobie życia.

Te poziomy państwa powinno uruchamiać. A oprócz tego uczyć ludzi wzajemnej troski i życzliwości. Należałoby przeszkolić media w jaki sposób mówić o samobójstwach, bo przedstawia się je jako realną możliwość i nadając wyidealizowany charakter, jako sposób rozwiązywania problemów życiowych. To stwarza ryzyko że szczególnie wrażliwe jednostki podobnie zapragną umrzeć a następnie spróbują do tego doprowadzić.

Jeden z najniższych współczynników samobójstw mają kraje których sytuacja polityczna jest lub bywa mało stabilna.

Oprócz predyspozycji genetycznych i chorób psychicznych, ogólna sytuacja społeczno-gospodarcza kraju, meteorologia, położenie geograficzne i system edukacji są równie groźnymi czynnikami zwiększającymi ryzyko samobójstwa.

Rzadko kiedy zdarza się, że powód kryzysu jest tylko jeden. Zazwyczaj mamy jeden główny powód i kilka trudności dotyczących tego co w danym momencie dzieje się w otoczeniu. Te trudności, zwłaszcza w przypadku dzieci – trwają bardzo długo. I zazwyczaj kończą się w momencie dojścia do ściany. To raczej kwestia lat mierzenia się z trudnymi doświadczeniami, gdy przez długi nadziei nic nie zmienia się na lepsze. Wówczas chory traci sens istnienia i wtedy jest największa szansa skutecznie pomóc.

Jeśli zaistniałe trudności trwają dłuższy czas, a ze strony otoczenia jest brak pomocy i wsparcia to może doprowadzić to do zachowań autodestrukcyjnych – od cięcia się przez myśli rezygnacyjne po próby samobójcze.

Samobójstwo jest zjawiskiem szerszym niż psychiatria. Wiąże się z szeroko rozumianym zdrowiem publicznym, tym co ludzie mają w głowach, czym aktualnie się martwią, co aktualnie ich przerasta. Nie każdy samobójca ma depresję czy inne zaburzenie psychiczne. Samobójcy to zarówno osoby chore psychicznie i anatomicznie jak i osoby zdrowe, które nie wieżą jednak w sens swojego istnienia, nie widzą celu w życiu, nie widzą możliwości pozbycia się towarzyszącego im bólu fizycznego, emocjonalnego, egzystencjalnego. Ten ból, który doskwiera im w codziennym życiu, wywiera przemożny i niezwykle negatywny wpływ na ich samopoczucie, na ich dobrostan psychiczny. Bardzo często właśnie w takiej sytuacji pojawiają się myśli samobójcze, które z czasem przeradzają się w samobójstwo dokonane. Są tez przyczyny neurobiologiczne: dysfunkcja serotoniny czy wpływ genetyczny na na zmiany o naturze neurobiologicznej. Tendencje można dziedziczyć, ale musi wystąpić jakiś czynnik będący dla takich zachowań katalizatorem.

Generalnie ludzie nie chcą umierać, ale w określonych sytuacjach nie mogą kontynuować życia. Te sytuacje mogą być bardzo różne. Łączy je natomiast to że wszystkie dają wrażenie braku perspektyw. Osoby są zagubione, nie widzą możliwości zmiany na lepsze, ani celu. Czują, że wbrew możliwością wtłaczane są w określone ramy. Przypadek każdego samobójcy ma indywidualne oblicze a proces który do tego doprowadza skomplikowany przebieg. Rzadko są w stanie takie stanowisko zrozumieć ludzie, którzy nigdy nie doświadczyli tego rodzaju bólu skłaniającego do śmierci.

Czynnikami ryzyka samobójstwa są płeć męska, zaburzenia psychiczne, silny stres związany z nagłym pogorszeniem warunków życia, wcześniejsza próba samobójcza, samotność, poczucie bezradności.

Najczęstszą przyczyną samobójstw są nieleczone stany depresyjne i lękowe oraz niewłaściwa sytuacja w domu/szkole, plus dopalacze, używki, wirtualny świat - całe spektrum nieszczęść, które mogą doprowadzić do samobójstwa. Generalnie jednak dominuje poczucie permanentnej samotności, braku poczucia bezpieczeństwa i braku miłości, wsparcia rodziny i otoczenia, odrzucenie.

Próby samobójcze u młodzieży mają najczęściej charakter demonstracyjny. Mają podświadomie zwrócić uwagę innych, że dzieje się coś złego. Niestety zdarza się, że kończy się to śmiercią. Dlatego myśli i próby samobójcze powinny być traktowane jako poważny sygnał. Wiele osób, które popełniło samobójstwo było u lekarza w tygodniu poprzedzającym śmierć. Co wcale nie znaczy, że powiedziały im o swoich planach. Te wizyty były raczej po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że już nikt/nic nie może im pomóc.

U młodych ludzi myśli samobójcze często pojawiają się po jakimś silnym wstrząsie emocjonalnym. Współcześnie przyczyną może ośmieszenie lub hejt w mediach społecznościowych.

Samobójstwo trzeba rozważać w kategoriach złożonego wieloczynnikowego procesu, na który wpływ ma wiele czynników, w tym również genetyczny. W przypadku zagrożenia pomocy należy szukać natychmiast. Tę pomoc w większości udaje się znaleźć, tylko trzeba się skupiać na placówkach nie tylko w najbliższym otoczeniu ale i w całym kraju. A jeśli życie jest zagrożone kierować się na izbę przyjęć, gdzie pacjent jest zawsze badany przez lekarza, który potrafi postawić wstępną diagnozę, ocenić czy daną osobę należałoby hospitalizować a w razie oporów doświadczenie by przekonać do pozostania w placówce.

Istoty jest czas w którym zaczyna się szukać pomocy. Im szybciej dostrzeże się problem tym łatwiej się z nim uporać. Bo często to dopiero epizod depresyjny, z którego stosunkowo łatwo człowieka wyprowadzić.

Prócz rodziców bardzo często przyczyną podjęcia leczenia jest KTOŚ. Jedna osoba, która najsilniej potrafi zainspirować do zmiany, sprawić by chory „otrzeźwiał”. Podjęcie decyzji o udaniu się po pomoc zazwyczaj przebiega po długim czasie życia z przekonaniem, że człowiek sam sobie z tym poradzi, ma tylko gorszy okres. Żeby przełamać ten schemat musi sięgnąć dna, dojrzeć i zrozumieć z jak poważną sytuacją się mierzy, „dostać w twarz”.


Z powodu nadmiernego klikania w komputer i telefon, sprawdzania poczty i komunikatorów cierpimy na bezsenność, zaburzenia nastroju, depresje. Samotność i brak relacji są jednym z najpoważniejszych czynników ryzyka depresji. Pojawia się one już w szkole. Dostrzeganie w sobie cech pozytywnych jest warunkiem zdrowia psychicznego. Samoakceptacja to bardzo ważny czynnik profilaktyce depresji, a proces akceptowania siebie zaczyna się dzieciństwie. Niska samoocena zaś sprzyja rozwojowi depresji. Zaburzenia mają różne przyczyny i najczęściej jest ich wiele. Można by powiedzieć, że jest to ciąg niekorzystnych zdarzeń, które w końcu manifestują się w konkretnymi objawami.


Relacje z rodzicami nie są jedyną przyczyną. Nie można pominąć czynników genetycznych, przynależności do grupy, która powoduje lub niszczy poczucie wartości jednostki, relacji intymnych, pierwszych doświadczeń seksualnych.


Młodzież nie ma zwykle jeszcze wypracowanej umiejętności polemizowania z tym co na swój temat słyszysz i często odbiera czyjąś subiektywną opinię jako fakt o nim samym. Dziecko odpowiednio zabezpieczone przez rodziców w przypadku problemów w środowisku rówieśniczym poradzi sobie, a przynajmniej będzie mu o wiele łatwiej. Szczera rozmowa to złoty środek. Właśnie dlatego psychiatra dzieci i młodzieży to jest na dobrą sprawę psychiatria rodzin i relacji. Żyjemy w pewnym systemie, każdy w rodzinie był w jakiejś grupie, ma przypisaną rolę. Jeśli ten system jest krzywdzący, to wymaga zmiany. Tylko w ten sposób będziemy w stanie pomóc jednostce. Celem terapii rodzinnej jest zatem zmiana dysfunkcjonalnego systemu w rodzinie. Może to zrobić tylko ktoś kto jest poza systemem, bo wtedy wyraźniej zobaczy te nieświadomy zależności.


Leżę w łóżku i jestem zmęczona bólem. A mimo to dolewam oliwy do ognia. Już nie wiem dlaczego nie mogę przestać. Może to jakaś daremna próba udowodnienia czegoś. Chociaż w tym momencie nie wiem co to jest. To błędne koło, próg pokonania beznadziejności, która jednocześnie się wzmacnia. Moja droga do szybkiego uwolnienia się, poczucia spokoju, powoli przekształciła się w błagany, pochłaniający wszystko pożar lasu. I wtedy zdałam sobie sprawę że to pułapka” – mówi zaś 21 letenia Ewa, studentka ekonomii z małego miasta na Pomorzu, której rodzice byli nadmiernie wymagający. Wciąż nie wiedzą z jakimi problemami zmaga się ich dziecko. Gdy tylko wyrwała się spod ich władzy i rozpoczęła studia w Gdańsku od razu zaczęła szukać pomocy. Początki nie były jednak łatwe.


W wieku nastu lat znalazłam się przed terapeutą błagając o pomoc, ale żadne słowa nie wypadły mi z ust. Nie wręczyłam mu worka z moich smutków i nie poprosiłam żeby je naprawił. Po prostu siedziałam z otwartymi oczyma, ze złamanym sercem, przestraszona i z bliznami. Moje ciało miało opieczoną skorupę i pęknięcia na każdym kroku w środku. Nie mogłam ułożyć słów: pomóż mi. Nie mogłam ich chwycić z dłoni i machać w powietrze jak białą flagą. Nie mogłam złożyć zdania wyjaśniającego jak się czułam. W tamtym momencie wstydziłam się powiedzieć czego potrzebowałam. Wstydziłam się bólu, który ze sobą niosłam. Bałam się następstw jego uwolnienia. Jak to się stało, że nie mogłam wytłumaczyć swojego bólu komuś to powinien mi pomóc? Jak to się stało, że wciąż ukrywałam się za zasłoną nadziei i uśmiechu, w czasie kiedy byłam tak zagubiona? Jak to się stało, że tak dobrze ukryłam ból, chociaż chciałam się go tylko pozbyć? Mogłabym siedzieć godzinami i nadal nie kopałabym wystarczająco głęboko, by dotrzeć do źródła tego bólu. Nie mogłam opuścić murów, które zbudowałam. Nosiłam słowo fasada na twarzy, pozwalałam mu osadzać się na liniach mojej twarzy, wypełniać dziury w mojej duszy, przepełniać mnie i rozwijać się. Byłam zbyt dobra w udawaniu, zbyt dobra w przekonywaniu, że wszystko jest ze mną w porządku i właśnie dziś dlatego ponoszę z tego tytułu konsekwencje”.


Psychoterapia osób chorych na depresję to proces nie łatwy, wymaga od nich przebudowania systemu wartości a radzenie sobie z niepewnością jest jej istotnym elementem. To także nauka, by nie bały się rzeczy, które prawdopodobnie nigdy się nie zdarzą. W procesie tym pacjent ma poznać i prawidłowo zinterpretować uczucia i emocje, których doświadcza, a także przekonać się, że ich lęki nie mają podstaw, a rzeczywistość jest dużo lepsza. Jest to szczególnie trudne, ponieważ chory walczy z własną głową, a motywację musi odnaleźć w sobie. Bardzo utrudnia leczenie mechanizm wyparcia, który chorzy stosują, aby się chronić przed uświadamianiem sobie realizmu swojej sytuacji.


W lepszym stanie bagatelizują się swoje objawy, ale prawda jest taka, że nie chodzi tu o chwilę, zwykły smutek, lecz poważną chorobę. Wmawiają, że nic im nie jest tylko po to, by nie mierzyć się z krytyką społeczeństwa. A skoro nic im nie jest nie potrzebują leczenia. Tylko, że potem w trakcie silnego ataku zadają sobie ból. Jest im tak źle, że wydaje się to najlepszą z opcji. Tu właśnie bardzo ważną rolę odgrywa psycholog i psychiatra. Umiejętne przeprowadzenie chorego przez kryzys daje zalążek nadziei na poprawę. Skupienie uwagi na tu i teraz, bo dla chorego przyszłość nie istnieje, pozwala dostrzec coś pozytywnego i zrobić pierwszy – malutki, malusieński, niemal niezauważalny - krok ku poprawie samopoczucia.


Niski poziom społecznej wiedzy o samobójstwach i trudności w dostępie do specjalistycznej opieki sprawiają, że osoby chore są bardziej narażone. Jeśli ktoś podejmuje decyzje o odebraniu sobie życia świadczy to o tym, że przez jakiś czas niezauważalnie mierzył się z kryzysem, w którym pozostał sam. Gdy mimo braku specjalistycznej pomocy otoczenie udzieli wsparcia lub odwrotnie, jeśli mimo braku wsparcia osoba chora uzyska specjalistyczną pomoc próba samobójcza jest mniej prawdopodobna. Jednak kiedy obie te sfery nie działają czarny scenariusz może się bardzo łatwo spełnić.


23 letnia Natalia od 7 lat lecząca się na depresję mówi, że jej życie przypomina bumerang. „Raz jest dobrze, zaraz znowu wracają myśli samobójcze. Czekam czy szczęście jakiego tak pragnę jeszcze powróci. Bez bólu i lęku przed kolejnym dniem. Jestem wrakiem człowieka, stoczyłam się na samo dno. A mimo to dla ludzi jestem uśmiechniętą dziewczyną. Miłą i zawsze chętną do pomocy, ale tylko ja wiem, że to nie prawda. Jestem dziewczyną, która nie potrafi wstać z łóżka i która straciła chęć do życia mimo, że ma dla kogo żyć. Przegrywam z depresją. Nie chce żeby ktoś widział jak się naprawdę czuje, więc udaje, kreuje, nakładam maski. Są dni kiedy sama nie wiem, która Natalia jest prawdziwa. Minęło już tyle lat, że po prostu nie pamiętam jaka jestem naprawdę, jaka byłam nim zachorowałam na depresję. Najtrudniejsze są codzienne czynności, które nie powinny żadnemu człowiekowi sprawić trudności. Wstanie z łóżka, prysznic, umycie włosów, umycie zębów, nasmarowanie się kremem, wyjście na spacer z psem czy pójście do sklepu to gigantycznie przeszkody. Bardzo też trudno radzić sobie z niezrozumieniem innych osób.


Osoby które zachorują w wieku nastoletnim często latami ukrywają w sobie emocje i starają się sobie same poradzić z problemami. Nie przyznają się, że dzieje się coś złego bojąc się odrzucenia. Wybuchają w samotności – w swoim pokoju, łazience. W to wchodzi jeszcze okres dorastania, kształtowania własnej tożsamości, buntu przeciwko regułą rządzącym światem. Przychodzi moment gdy pojawia się myśl „wskoczę pod samochód i wszystko się skończy” jako jedyna szansa ratunku.


Dlatego dla nich walka z depresją jak walka alkoholika z nałogiem, wraca kiedy przechodzą trudny czas.


Całkowite wyleczenie się jest bardzo trudne i trwa latami. Jest to zmiana zbudowanych przekonań o sobie i świecie, fałszywych przekonań. To przebudowanie całego światopoglądu i wymaga pokonania wyuczonej bezradności. Zmusza do otwarcia się na świat.


Społeczna stygmatyzacja i brak empatii stanowi poważne utrudnienie w profilaktyce i leczeniu depresji, mimo rosnącej świadomości. W tym kontekście dorośli są trudniejszymi pacjentami, wstydzą się bardziej. Istnieje straszne piętno związane z chorobą psychiczną, które zniechęca ludzi do sięgania po pomoc, gdy choroba zaczyna mieć przewagę. Nie będziemy w pełni w stanie walczyć z depresją dopóki jako społeczeństwo nie wyeliminujemy piętna związanego z chorobami psychicznymi i samobójstwami i nie będziemy w stanie mówić o tym, w taki sam sposób w jaki mówimy o raku.


Uzdrowienie i pójście na przód oznacza naukę życia i pogodzenie się z nierozwiązywalnym pytaniem: dlaczego ja??? Nie da się tego w pełni zrozumieć, dla chorego żadna odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca.


Na szczęście temat depresji przestaje już być tematem tabu. Coraz więcej się o nim mówi i coraz więcej osób się do tej choroby przyznaje. Ludzie mediów dają świadectwo własnym doświadczeniem. Dzięki temu ludziom już chorym jest łatwiej zmagać się z objawami. Tym zaś, którzy dopiero przeżywają swój kryzys, doświadczając epizodów depresyjnych, łatwiej jest zauważyć, że to nie oni są problemem, że dotknęła ich poważna choroba, której nie należy się wstydzić tylko szukać specjalistycznej pomocy. W tym kontekście występuje ta dobra rola mediów i mediów społecznościowych. Powstają fora na których chorzy i ich rodziny się wspierają a ludzie widzą, że nie są sami a to samo co oni aktualnie przeżywają dotyka także ludzi z pierwszych stron gazet.



OD AUTORA


Mam 37 lat i na depresję prawdopodobnie zachorowałam we wczesnym dzieciństwie. Jestem dzieckiem samotnej matki, ojciec był z nami krótki - zniknął gdy byłam zbyt mała by go pamiętać. Leczę się od 12 lat. Jestem w psycho i farmakoterapii. Przeszłam przez oddział dzienny, byłam o włos od hospitacji stacjonarnej. Mam za sobą kilka usiłowań prób samobójczych. Przeszłam piekło. Ale dziś wiem jedno: DEPRESJA TO NIE WYROK !!!!!!!


Żal boli bardziej niż porażka i rozczarowanie. Możesz cofnąć się po porażce, ale nie możesz cofnąć się w czasie, aby zmienić swoje działanie. Każda szansa której nie wykorzystałaś już minęła. Jesteś silniejszy niż strach, bardziej zdolny, inteligentny i silniejszy niż myślisz. Nawet jeśli nie wiesz co się stanie zaryzykuj. Możesz być zaskoczony wynikiem. To najlepsza część. Każdy cel nadaje naszemu życiu jakiś kierunek a przeszkody które los rzuca pod nogi uczą wytrwałości, tego że nie warto się poddawać. Te przeszkody mamy omijać i przeskakiwać. Nie warto jednak z ich powodu zawracać. Pamiętaj, jesteś silny. W końcu się uda. W końcu będziesz siebie dumny. Czasami czujesz się niekompletny? Jest tyle rzeczy z którymi masz wrażenie że sobie nie radzisz? Jak możesz powiedzieć sobie że nic nie wiesz, skoro przeszedłeś tak daleką, pokręconą i trudną drogę w życiu? I dalej przesz do przodu. Masz tysiące własnych doświadczeń, tysiące własnych nauczycieli, tysiące własnych wniosków i obserwacji. Jak mógłbyś myśleć, że nie wiesz co robisz, jak mógłbyś kiedykolwiek zakwestionować siebie? Masz swoją drogę i idziesz nią jak każda inna osoba. Wszystko jest kwestią perspektywy. Dzisiaj może ci czegoś brakować, ale jutro dzięki swojej ciężkiej pracy już nie. Czasem to motywacja aby iść do przodu, czasem siła, że masz świadomość, iż możesz coś z tym zrobić - wszystko co chcesz. I możesz być z siebie dumy. Cokolwiek nie robimy powinniśmy czuć z siebie dumę, miłość i wyrozumiałość do samego siebie. Choć to trudne. Każdemu zdarzają się chwilę niepewności, ale nie ma punktu, od którego nie można zmienić kierunków własnych myśli. To one kreują samopoczucie i perspektywy.


Jestem naprawdę niesamowicie dumna z kobiety którą się stałam. Poradziłam sobie z rzeczami, które łamały mi serce i duszę. Zmieniły mnie na przynajmniej połowę życia. Zgubiłam siebie, swoją indywidualność. Straciłam wiele doświadczeń, wiele możliwości, wiele znajomości. Ale podniosłam się i odnalazłam to wszystko. I szukam dalej. Jestem silną osobą. Każdy ma swoją unikatową historię i jest niesamowity na swój sposób.


Każdy powinien szukać tych punktów, z których jest szczególnie dumy. Bo każdy ma coś do czego dąży i co chciałby zmienić. A każdy brak jest powodem do rozwoju. Każdy może rozwijać się do końca swoich dni.


Gusia

1Na podstawie książki Małgorzaty Gołoty - Żyletkę noszę zawsze przy sobie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

/208 dni temu /

sen 5.05.20

17.03.20 To siedziało mi w głowie