plac kontytucji, dziś i 10 lat temu

 Wczoraj byłam w Puchatku. Prócz tego że w tej przcuwnej przychodni głos spokoju w postaci mojego ukochanego internisty którego bardzo się cieszę że zobaczyłam spotkałam pielęgniarkę panią Ewę która jest przecudownie ciepła i życzliwa, naszego dobrego duszka, a także swoją pediatrę, pani Agnieszka do mnie na pani tym razem powiedziała na co się zaśmiałam, że zawsze na ty mi mówiła

ALE

Stojąc na placu uświadomiłam sobie że 10 lat temu mniej wiecej o tej porze tez byłam tam, z Agatą pierw w salonie Orange rozwiązać umowe telefonu dziadka a potem u satory. Tylko że wtedy przyszła do niego mała kupka nieszczęścia wobec której on był bezradny. Wczoraj pojawiła się kobieta, elegancko ubrana i umalowana, z nasiloną ale pod kontrolą depresją, owszem z szeroką gamą problemów zdrowotnych które się nazbierały ale stres zawinił w niewielkim stopniu, a dość późno się pojawiłam z powodu zwyczajnego braku czasu, i mimo że naprawdę sporo miałam  nim do omówienia, ponad kwadrans w gabinecie siedziałam i wyszły przy okazji inne sprawy, ale byłam osobą która mimo obciążeń jest na tyle silna by to udźwignąć. 10 lat temu pewnie bym się załamała pod ich ciężarem

Niesamowity był ten wczorajszy dzień. Patrzyłam w okna dawnego biura mamy w którym spędziłam tyle czasu, gdzie ponad 20 lat pracowała mama. Byłam w miejscu wokół którego kiedyś toczyło się moje zycie, przez które często przejeżdziałam. A potem weszłam do przychodni w której lecze się całe życie, spotkałam cudowne osoby i otrzymałam masę pozytywnej energii. A choć historia zatoczyła koło,  to byłam zupełnie innym człowiekiem niż te 10 lat temu. Uśmiech był tym razem prawdziwy, nie maskował głęboko skrywanego czy ledwo udawanego cierpienia. Nie przyszłam ubrana na czarno i załamana. Silniejsza, mądrzejsza, dojrzalsza wersja mnie wkroczyła w świat swojego dzieciństwa i nie ukrywała że problemy jej nie dotyczną, w szczerej rozmowie z lekarzem mogłam przyznać że jest mi ciężko, bo jest i jest sporo rzeczy z którymi muszę się mierzyć, ale tym razem byłam pogodzona z losem, gotowa na przyjęcie kolejnych wyzwań. I choć znów nie miałam dla lekarza pozytywnych wieści i to na froncie z którym wydawało się że sobie poradziliśmy, i usłyszałam ten zatroskany ton głosu (swoją drogą to bardzo miłe uczucie od człowieka który jest moim lekarzem i którego zdanie bardzo cenię) to wiem że jestem w stanie życ z tym co przyniesie mi los.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

/208 dni temu /

sen 5.05.20

17.03.20 To siedziało mi w głowie