wielkanoc

 Dało mi w kość triduum paschalne w tym roku. W czwartek po pracy na 18 do 19,30 w kościele a potem w piątek normalnie do pracy i znów w kościele, w sobotę pierw święcenie i spowiedź, potem wieczorne nabożeństwo które było walką z samą sobą i jestem dumna że mimo bólu głowy wytrzymałam do komunii, a potem w niedzielę rano wstać. Ale to dobrze, ten trud był wart. Nawet nie chodzi o moją determinację którą ułatwiałam sobie poprzez umawianie się z sąsiadką, ale o przygotowanie się należyte do zmartwychwstania, w pełni odczucie klimatu tych świąt. To była moja droga krzyżowa, tak inna od tej codziennej, od tego codziennego zmagania się z samą sobą. Nagrodą z ten trud były wyjątkowo spokojne święta. Jedynie kosmos bo po raz pierwszy w moim świadomym życiu spędzilam ten dzień także z ojcem jadąc na jego grób

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

/208 dni temu /

sen 5.05.20

17.03.20 To siedziało mi w głowie