niedoszły wisielec

 z samobójcami jest jak z nałogowcami, można zaleczyć, można wyleczyć ale nigdy nie do końca, to jest jak przekroczenie magicznej, niewidzialnej niebieskiej linii po przejściu której świat nigdy nie jest już taki sam, jak nikt inny wiemy jak łatwo to życie można stracić - w taki czy inny sposób. przekroczenie tej linii to władza niemalże boska nad własnym życiem i śmiercią, tylko od nas zależy którą stronę mocy wybierzemy, to jest trzymanie własnego życia, własnego losu tak realnie, namacalnie w rękach. osoba która ma za sobą takie doświadczenia nie boi się śmierci jako takiej, boi się bólu i mroku jaki on wywołuje, miejsce z którego się wraca po odłożeniu noża, tabletek etc jest bardzo mroczne, ciemne i ponure, osoba zaleczona panicznie boi się tam wracać, tylko osoba chora, żyjąca w tym mroku, na co dzień w nim pływająca z łatwością powraca na skraj przepaści, nie boi się bo nie ma nic do stracenia, nie widziała/nie widzi jasności, tego dobra które może człowieka spotkać, tego spokoju i pokoju w duszy który znajduje się w sobie pod wpływem leków i terapii, ale choćby odeszło się od tego na setki mil, mroku i uczuć jakie się przeżyło będąc w nim nigdy się nie zapomina, to wrzyna się w mózg, na stałe w nim utrwala, zapisuje, od tych uczuć nigdy nie da się tak do końca uciec, są zamknięte w specjalnym pudełku, czasami otwierane powodują wulkan łez i bolesnych wspomnień, nam nigdy nie wolno się go pozbyć, to nasz straszak przed konsekwencjami znowu poddania się chorobie, pozwolenia jej ponownie zawładnąć życiem, nie da się uciec od własnej przeszłości, ale można na jej bazie zbudować nowe szczęśliwe życie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

/208 dni temu /

sen 5.05.20

17.03.20 To siedziało mi w głowie