Piotrek opowiadał mi o swoich marzeniach kim chciał być jak dorastał. Ja chciałam umrzeć. Kręgosłup rozwalony w wieku 12 lat nie dawał dużych perspektyw na przyszłość - ani praca stojąca ani siedząca, do tego zmagałam się z depresją. W serialu padło że liceum to był najwspanialszy okres. Dla mnie to było piekło. Jedyny pozytyw to że poznałam dwóch wspaniałych księży, katechetę i pedagog z którą do dziś mam kontakt. Pieprzona depresja. Nigdy nie patrzyłam w przyszłość, za bardzo skupiona na walce tu i teraz. Przyszłości nie widziałam, nie było jej dla mnie. Alternatywą dla tu i teraz była śmierć. I jak mam teraz żyć normalnie? Nic dziwnego że tak cholernie mi trudno, to tak kurewsko wciąż boli że musiałam tyle przejść, że nawet nie mogę odbyć normalnej rozmowy o marzeniach z dzieciństwa. Moją przyszłość wyklarowało samo życie, zajęłam się tym dzięki studiom. Stałam się niejako społecznikiem. Psycholog mówi że nie muszę mieć marzeń, że wystarczy iż mam plany, że coś chce zobaczyć, gdzieś pojechać.
Są momenty gdy myślę że koniec terapii już bliski, że w zasadzie mogłabym ją zakończyć a potem pojawia się to i mnie rozwala.
No i jeszcze ból, panika przed bólem, zmaganie się z bólem.
Komentarze
Prześlij komentarz